Mam na imię Ania, mam 32 lata, rodzinę i pięcioletnią córeczkę o imieniu Marysia.
Choruję na raka jajnika od 2020 roku. Wcześniej byłam pewna, że do szczęścia już niczego mi nie brakuje, niestety czasami życie szykuje nam niespodzianki, na jakie nie jesteśmy gotowi.
Gdy Marysia skończyła roczek, dowiedziałam się, że mam raka jajnika w trzecim stadium zaawansowania. Owszem – choroba daje wcześniejsze symptomy, ale ten rodzaj nowotworu jest trudny do wykrycia, a objawy umykają. Usprawiedliwiamy je gorszym samopoczuciem czy osłabieniem organizmu.
Przyjęłam trzy cykle chemioterapii, które nie tylko spowodowały utratę włosów, ale także bardzo osłabiły mój organizm, nie poprawiając jednocześnie mojego zdrowia. Guzy, które miałam, urosły podczas przyjmowania chemii. W szpitalu, w którym się leczyłam, lekarz prowadzący zalecił próbowania innych chemioterapii, nie chciał podjąć się operacji. Na szczęście Bóg pobłogosławił mnie cudowną rodziną i przyjaciółmi, oni dają mi ogromne wsparcie. To właśnie oni znaleźli inny szpital, wspaniałego profesora, który mnie zoperował. Operacja trwała 6 godzin, spędziłam kilka dni na intensywnej terapii, największy z guzów był wielkości piłki, ale udało się usunąć wszystko. Niestety sama operacja nie wystarczyła, aby nowotwór znów się nie uaktywnił.
Przyjęłam już 18 dawek Avastinu (leku, na który pomogliście mi zbierać pieniądze), jeśli się nie mylę 12 chemii opartej ma platynie, 8 tzw. „czerwonej” (było już jej tyle, że straciłam rachubę).
Guzy ciągle wracają. Mój organizm przestał odpowiadać na platynę. Pani doktor zakończyła leczenie „czerwoną” chemią, ponieważ bała się, że moje serce nie wytrzyma. Wykorzystałam już wszystkie możliwe szanse na leczenie w Polsce, a choroba postępuje z dnia ma dzień.
Jestem zmęczona ciągłym leczeniem – najdłuższa przerwa między chemiami jaką miałam od 4 lat, to 4 miesiące. Mimo to chcę walczyć dalej – jeszcze tli się nadzieja.
Szansą na dalsze życie jest leczenie zagraniczne (w Izraelu). Konsultowałam się z lekarką z tamtejszej klinki, która zaleciła mi specjalistyczne badania genetyczne, których w naszym kraju się nie wykonuje. Od tych badań zależy, jaki lek (również niedostępny w Polsce) zostanie mi podany.
Aktualnie czekam na wyniki badań, a środki zgromadzone na subkoncie wydatkuję regularnie na leki, suplementy, dojazdy do placówek medycznych, a także konsultacje i badania specjalistyczne.
Z góry dziękuję za każdą przekazaną złotówkę. Za każdy nowy dzień, którym będę mogła się cieszyć z bliskimi, za każdy uśmiech na twarzy Marysi, każdą nową możliwość przytulenia jej i każdej bliskiej mi osoby.
Proszę! Jeśli jesteście w stanie jakkolwiek pomóc, realnie wpłynąć na moje życie – zróbcie to. Będę wdzięczna teraz i zawsze!