Kochani,
pamiętacie moją żonę, Agnieszkę? Ma 41 lat, dwójkę wspaniałych dzieci i mnie. Od 17 lat walczy z chorobą nowotworową, guzami mózgu zdiagnozowanymi najpierw jako wyściółczaki (ependymoma), później oponiaki (meningnioma) – postać złośliwa, szybko narastająca (III stopień złośliwości). Za sobą ma już 12 operacji neurochirurgicznych, trzy wyniszczające chemioterapie, radioterapię i protonoterapię.
Nowotwór nie odpuszcza. Nie poddajemy się jednak!
Sytuacja mojej żony, zwłaszcza od ostatniej operacji neurochirurgicznej w 2021 roku nie jest łatwa. Agnieszka przeszła wówczas ciężkie zapalenie płuc i ostre, ropne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych wywołane gronkowcem złocistym, co oznaczało dla niej wprowadzenie w śpiączkę farmakologiczną i wielomiesięczną hospitalizację. Do tego doszedł mnóstwo powikłań: niedowłady i porażenia mięśni oraz nerwów czaszkowych, utrata mowy, upośledzenia pamięci…
Po długo wyczekiwanym powrocie do domu Agnieszka zaczęła nabierać sił i sprawności, ale nadal potrzebuje stałej opieki i rehabilitacji, nastawionej na poprawę siły mięśniowej i koordynacji ruchowej, poprawę motoryki twarzy, ust i języka. Osobisty cel mojej żony to móc znowu pójść z rodziną na spacer, odrobić z dziećmi lekcje, nauczyć się na nowo korzystać z zegarka, własnoręcznie się podpisać, ale pewnie też dać burę wszystkim domownikom za porozrzucane skarpety… Ja i nasze dzieci bardzo chcielibyśmy spędzić wspólnie jeszcze wiele cudownych chwil, nacieszyć się nimi!
By ciało Agnieszki mogło odzyskać dawną sprawność, konieczne jest wsparcie innych osób. Trudno nam podołać przede wszystkim kosztom związanym z rehabilitacją, a tylko ciągła i wielospecjalistyczna opieka neurologiczna i neurologopedyczna dają dobre rokowania i widoczne efekty leczenia. Trzeba działać, nie ma czasu do stracenia!
Proszę Was zatem najgoręcej o wsparcie walki Agnieszki o powrót do sprawności i z głębi serca dziękuję, że jesteście z Nią!
Marcin, mąż
***
Mam na imię Agnieszka, mam 37 lat, dwójkę wspaniałych dzieci i wspaniałego męża. Od 13 lat walczę z chorobą nowotworową, guzami mózgu zdiagnozowanymi najpierw jako wyściółczaki (ependymoma), później oponiaki (meningnioma). Za sobą mam już osiem operacji mózgu, trzy wyniszczające chemioterapie, radioterapię i protonoterapię.
Nie daję chorobie za wygraną, ale bym mogła dalej stawiać jej czoła, koniecznym jest wsparcie innych osób. Trudno mi podołać przede wszystkim wysokim kosztom związanym z wizytami u specjalistów, dojazdami do lekarzy, medycznymi konsultacjami w czeskim Proton Therapy Center w Pradze (w tym niezwykle kosztownym rezonansem wykonywanym w Centrum, ale też podróżami do Pragi i noclegami w stolicy Czech), zakupem leków działających na skutki uboczne po odbytych operacjach.
Proszę więc Was o pomoc!
Moja walka z chorobą rozpoczęła w 2006 roku. Wtedy zaszłam w upragnioną ciążę i… poroniłam. Kilka dni po poronieniu przeżyłam atak paraliżu, który doprowadził do niedowładu prawostronnego. Wykryto i wycięto po raz pierwszy „łagodnego guza mózgu”. Jego ogromna wrażliwość na wszelkiego rodzaju zmiany hormonalne sprawiła, że stanowczo odradzano planowanie kolejnej ciąży. Półtora roku po poronieniu, ja i mój mąż podjęliśmy decyzję, by zostać rodzicami. Postanowiliśmy zaopiekować się chłopcem, który już przyszedł na świat i bardzo potrzebował ludzi gotowych go pokochać. Tak oto 3-miesięczny Maks stał się naszym synkiem. Szczęście nie trwało jednak długo. Trzy lata po wycięciu guza mój świat ponownie legł w gruzach, a beztroskie życie rodzinne pękło jak bańka mydlana. Nastąpił nawrót choroby, łagodny guz zmienił się na „nowotwór złośliwy”. W czasie kilku kolejnych lat guz operowany był czterokrotnie. Włączono także wyczerpującą chemioterapię oraz leczenie antyangiogenne. Znów był czas wycieńczającej walki.
W 2012 roku zaszłam w nieplanowaną ciążę, która wzbudziła we mnie ogromne poczucie szczęścia, jak i strachu. Wiele osób odradzało, wątpiło. Mogłam nie przeżyć. Mogło nie przeżyć dziecko. Ale był też cień szansy na to, że się uda. Musiałam podjąć decyzję. Widziałam tylko jedną właściwą drogę. Postanowiłam chronić malutkie życie. Związane z ciążą zmiany hormonalne szybko doprowadziły do pogorszenia się mojego stanu zdrowia – już w trzecim miesiącu pojawiły się zaniki pamięci oraz problemy z mową. Z czasem poza zasięgiem stało się pisanie i porozumiewanie, nawet wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Lekarze nie dawali szans na szczęśliwy poród. Uważali, że dziecko umrze. Na szczęście nie ma ludzi nieomylnych. W 2013 roku urodziłam zdrową, śliczną córeczkę, która otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Ten cud ma na imię Marysia. W tym czasie guz został zoperowany dwukrotnie – w czasie ciąży oraz bezpośrednio po porodzie. Potem jeszcze raz w 2016 i 2018 roku. W 2016 przeszłam też protonoterapię w czeskiej Pradze, na którą dzięki Wam udało mi się zdążyć.
Każdy dzień mojego życia jest dla mnie, dla moich wspaniałych dzieci i męża na wagę złota. Jak najdłużej pragnę z nimi być. Jak najdłużej pragnę cieszyć się życiem… Dlatego proszę Was o pomoc!