Kochani,
dzięki Waszemu wsparciu przyjęłam 10 dawek leku Keytruda! W połączeniu z chemioterapią dał świetne wyniki – guz się znacznie zmniejszył. Jestem już po operacji, okazało się nawet, że w moim przypadku nie jest konieczna radioterapia. Żeby poprawić rokowania na życie bez nawrotu choroby, jeszcze przez rok będę poddawać się immunoterapii. Mam zaleconych 7 podań leku Keytruda.
W sierpniu minie rok odkąd usłyszałam od lekarzy, że mam się zmierzyć z potrójnie ujemnym rakiem piersi, nowotworem agresywnym i trudnym do leczenia. Zdecydowałam się prosić o pomoc – właściwie w moim imieniu zdecydowały moje dorosłe dzieci – w zebraniu środków na wówczas nierefundowany lek Keytruda. To było coś niesamowitego – jak eksplozja, pospolite ruszenie! Zebranie ogromnej kwoty dokonało się w mgnieniu oka. Wsparły mnie osoby bliskie, dalekie i całkowicie nieznane. Wszystkich Was noszę w sercu i będę nosić zawsze. Teraz, odkąd w lipcu Keytruda trafiła na listę leków refundowanych, zebrane dzięki Wam środki będę mogła przeznaczyć na poprawę kondycji i wzmacnianie się i powrót do aktywności sprzed całej tej historii. To niezwykły luksus i przywilej, ale także zobowiązanie, żeby dobrze wykorzystać zdrowie i siły odzyskiwane przy pomocy lekarzy i tak wielu osób, które otoczyły mnie wsparciem materialnym i niematerialnym.
To był, i wciąż jest, niezwykły czas w moim życiu. Zostałam dosłownie zanurzona w życzliwości ze wszystkich stron. Uczyłam się przyjmować pomoc, a także mówić, jakiej pomocy potrzebuję, a jakiej nie. To był rok ogromnej mobilizacji sił życiowych potrzebnych podczas leczenia, skupienia na sobie, ale też intensywnego bycia z ludźmi – odnowienia starych relacji i zawierania nowych. Teraz to wszystko pomału się uspokaja, wizyty w szpitalu są coraz rzadsze, czas nauczyć się na nowo żyć codziennością, otworzyć się na nowe – może już niekoniecznie zdrowotne – wyzwania. To też taki etap, kiedy pojawia się zmęczenie całym procesem leczenia i wielomiesięczną mobilizacją. Czuję, że potrzebuję regeneracji. Rozpoczęłam rehabilitację, korzystam z zabiegów refleksologii, wracam do aktywności fizycznej sprzed operacji. Dzięki Wam to wszystko jest łatwiejsze – DZIĘKUJĘ!
***
Mam na imię Agnieszka, jestem matką trójki dzieci (bliźniaków Marii i Janka oraz młodszego Maćka), babcią Feli i Lewka, a niebawem kolejnego malucha.
We wrześniu tego roku zdiagnozowano u mnie potrójnie ujemnego raka piersi, z przerzutami do węzłów chłonnych. Jest to złośliwy i bardzo agresywny przeciwnik, który wymaga jak najszybszego wdrożenia leczenia. Jestem w dobrych rękach, pod opieką lekarzy z Instytutu Onkologii na warszawskim Ursynowie. Na początku października dostałam pierwszą dawkę chemioterapii, której przyjmowanie rozpisane jest na kolejne 5 miesięcy.
Medycyna idzie do przodu i w ostatnich latach pojawiła się nowa bardzo dobrze rokująca forma leczenia — immunoterapia, która zwiększa szansę na brak nawrotów i moje pełne wyleczenie. Niestety w przypadku tej choroby lek, który powinnam przyjąć (Keytruda), nie jest jeszcze na liście leków refundowanych. Koszt terapii przekracza możliwości finansowe moje i mojej rodziny, dlatego zwracam się do Was z gorącą prośbą o wsparcie.
Z serca dziękuję za każdą wpłatę!
Jestem wdzięczna za moje życie.
Za ogrom miłości, jaką otrzymałam od rodziców i rodziny. Czerpię z niej przez całe życie, dla rodziców pozostając „Malutką” mimo moich 55 lat.
Za to, że w szkole podstawowej przyjaciółka przyprowadziła mnie do Kościoła, gdzie spotkało się to, co od zawsze miałam w sercu z doświadczeniem bycia we wspólnocie wierzących, i co wciąż wzrasta, przemieniając moje życie.
Za cud małżeństwa i macierzyństwa. I za to, że perypetie małżeńskie udało się przejść, zachowując wzajemną życzliwość i nie tracąc szacunku do siebie samych i do siebie nawzajem.
Za dorosłe już dzieci, które wciąż zadziwiają swoim pięknem, dojrzałością i siłą, którą wspierają mnie, siebie nawzajem i innych. Za ich związki, powiększające rodzinę o wspaniałe bliskie osoby, za wnuki i nieprawdopodobną radość bycia babcią.
Za przyjaciół — tak rozmaitych, niepowtarzalnych, tak wspierających.
I za wszystkie małe i wielkie cuda, których doświadczam co dzień poprzez życzliwość w miejscu pracy, przy działaniach z ludźmi i dla ludzi, a nierzadko w przelotnych spotkaniach z osobami całkiem nieznajomymi.
Nie boję się umierać. Ale bardzo pragnę żyć i przywrócić mojemu ciału równowagę zaburzoną z nieznanych mi przyczyn, by mogło mi dalej służyć i towarzyszyć aż wypełni się mój czas tutaj.