Drodzy,
dzięki Waszej pomocy oraz wsparciu Fundacji Rak’n’Roll udało mi się osiągnąć główny cel zbiórki i zebrać kwotę, która pozwala mi sprawnie przechodzić przez chorobę.
W lutym tego roku przeszłam profilaktyczną mastektomię piersi prawej. Obecnie jestem pod opieką lekarza onkologa, ginekologa oraz chirurga. Przede mną jeszcze długie leczenie polegające na zapobieganiu nawrotowi choroby, niwelowaniu skutków ubocznych leczenia onkologicznego oraz na dalszej rehabilitacji. Regularnie, co miesiąc, w Świętokrzyskim Centrum Onkologii przyjmuję zastrzyki blokujące jajniki oraz kwas zoledronowy, który wspiera odbudowanie masy kostnej. Jestem też w trakcie hormonoterapii. To wszystko wiążę się z dużymi kosztami, które mogę pokryć dzięki Waszej pomocy! Bardzo Wam za to dziękuję.
Bywało ciężko, chwilami nawet bardzo, ale na szczęście wszystko powoli wraca do „normy”. Otrzymałam od Was coś więcej niż pomoc finansową – podarowaliście mi więcej wiary w to, że warto walczyć i iść naprzód, że jest mnóstwo ludzi, którzy są dobrzy, piękni i wrażliwi, a to napawa optymizmem w tych jakże smutnych i ciężkich chwilach.
Dziękuję za bezinteresowną pomoc, otwarte serce i życzliwość, którą od Was otrzymałam (i którą nadal przecież otrzymuję). Jestem szalenie wdzięczna za każdy dar serca, który uświadomił mi, że mam wielu Przyjaciół, na których mogę liczyć. Moje życie zmieniło się o 180 stopni, a ja staram się odnaleźć w nowej rzeczywistości, co czasami nie jest proste.
Dzięki Wam, Kochani, jest mi łatwiej zaakceptować nowe, trudne i inne, ale wciąż bardzo cenne życie.
Pragnę jeszcze raz podziękować wszystkim i każdemu z osobna za to, że zechciał stać się moim Aniołem – bo tak właśnie o Was myślę!
Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie i ja właśnie tego doświadczam!
***
Cześć,
mam na imię Agata, mam 37 lat. Wraz z nastoletnią córką oraz mężem mieszkamy w małej miejscowości w województwie świętokrzyskim.
Wiosną 2020 roku mój świat się zatrzymał… Diagnoza — rak piersi. Życie zmieniło się o 180 stopni.
Na początku były łzy i niewyobrażalny strach oraz smutek mieszający się ze złością. Mnóstwo walki ze sobą samą i pytań: Po co? Jak to możliwe?
Po wielu dniach walki z własnymi myślami przyszła siła, determinacja i optymizm, bo okazało się, że jestem jedną z tych osób, które mają niesamowitą chęć życia i niezmierzone pokłady nadziei. W końcu mam dla kogo żyć, mam rodzinę, a przede wszystkim dorastającą córkę, dla której muszę być silna i której jeszcze wiele w życiu muszę pokazać i nauczyć.
W sierpniu tego samego roku podczas operacji usunięto mi całą chorą pierś wraz z 17 węzłami chłonnymi pachowymi i wszczepiono podskórnie implant. Okazało się, że w 5 węzłach „zamieszkał” nieproszony gość, więc musiałam przejść przez chemioterapię (16 cykli w okresie (16.09.20-04.03.21) oraz radioterapię – 20 naświetlań (do 26.04.21).
Brzmiało bardzo groźnie, ale wiecie co? Nie mogłam się doczekać chemii! Wiedziałam, że ten „magiczny eliksir” pomoże mi pozbyć się „dziada” z mojego organizmu. Nie dopuszczałam innej myśli do głowy. Choroba pokazała, kto jest w moim życiu stały, kto chce być przy mnie bez względu na wszystko. Sprawiła, że jeszcze bardziej doceniam życie, rodzinę, przyjaciół.
Obecnie jestem w trakcie leczenia hormonalnego, które będzie trwało do końca życia. Co miesiąc w Świętokrzyskim Centrum Onkologii przyjmuję zastrzyk blokujący jajniki. Jestem pod stałą opieką lekarzy. Leczenie onkologiczne sprawiło, że borykam się z różnymi dolegliwościami zdrowotnymi np. z dziedziny ginekologii. Istnieją sposoby łagodzenia ich skutków, jednak zabiegi nie są refundowane.
Ostatnie badania pokazały także zmiany w drugiej piersi. Z uwagi na typ zmian (torbielowy) zabieg mastektomii nie może być refundowany a ja boję się każdego dnia, że zmiany mogą zmienić swój charakter.
Kocham życie i nie widzę innego wyjścia jak walczyć o nie każdym możliwym sposobem, nie jestem gotowa by odejść. Dlatego też pragnę prosić Was o pomoc w zrealizowaniu mojego celu: Profilaktyczne usunięcie drugiej piersi z wszczepieniem implantu podskórnie.
Koszt operacji to ponad 15 000 zł. Jest to kwota, która przerasta moje możliwości finansowe. Do tego dochodzą koszty nierefundowanego objawowego leczenia skutków chemioterapii, rehabilitacja ręki, wizyty u lekarzy specjalistów oraz dojazdy.
Rak zabrał mi już zdrowie, częściowo pozbawił mnie pewności siebie, poczucia wartości i bezpieczeństwa. Nic więcej oddać mu nie chcę. Chcę natomiast cieszyć się każdym dniem. Życie jest pełne pięknych chwil, chcę ich doświadczać. Chcę patrzeć, jak moja córka dorasta. Chcę uczestniczyć w jej życiu, chcę ją wspierać. Jeszcze tyle rzeczy muszę jej przekazać, muszę być przy swojej rodzinie i przyjaciołach, bo oni są dla mnie wsparciem, ale ja dla nich również.
Podobno wiara czyni cuda, a ja wierzę, że uda mi się wygrać życie! Czy zechcesz mi pomóc?