W listopadzie 2019 roku dostałam diagnozę rak mózgu, a dokładniej guz kąta mostowo-móżdżkowego. Nic z tego nie rozumiałam. Szukałam pomocy w wielu miejscach: Poznaniu, Sosnowcu, a w końcu w Bydgoszczy. Tam lekarz podjął się operacji, lecz jej termin wyznaczył na marzec 2020 r., trzy miesiące od konsultacji. Pandemia mocno pokrzyżowała nam plany. Operacja odbyła się dopiero 20 lipca 2020 roku. I wtedy zaczął się kolejny dramat.
W czasie operacji usunęli mi 98% guza, ale niestety spowodowali także niedowład całej prawej strony oraz brak widzenia na prawe oko. Zostałam wypisana do domu, choć nie chodziłam o własnych siłach. Dodam, że sama wychowuję 11-letniego syna, któremu świat się totalnie zawalił. Tylko jego miałam przy sobie. Musiał patrzeć dosłownie na wszystko – jak wymiotuję, jak czołgam się do ubikacji, jak jęczę z bólu. Byłam zła, zdenerwowana i nie rozumiałam tego wszystkiego. Dlaczego ja? Mój syn był przerażony moim stanem i nie wiedział, co robić. Uciekał z domu do przyjaciół, aby na mnie nie patrzeć. Ja nie rozumiałam jego, a on mnie.
To dla Filipa codziennie wstaję. Chcę mu pokazać w końcu inny świat. Spokojny, bez raka i walki z nim. Do tego potrzebuję Waszego wsparcia finansowego – możliwości moje i mojej rodziny już się wyczerpały. Zebrane środki przeznaczę na rehabilitację, leki, konsultacje psychiatryczne, dojazdy na konsultacje lekarskie.
Pomóżcie nam. Prosimy.