Mam na imię Aneta, mam 42 lata (no dobra, prawie 43). Jestem mamą dwóch cudownych synów, mam też pieska 🙂 Uwielbiam zwierzęta i naturę. Moją pasją są konie, prawdziwe szczęście daje mi obcowanie z tymi pięknymi zwierzętami. Spacer po lesie w siodle z towarzyszącym psem to dla mnie najlepsze odprężenie, po nudnym dniu pracy jako prawnik. Ponadto staram się wspierać własnymi siłami Fundację zajmującą się poszukiwaniem nowych, najlepszych domków dla psiaków biednych, niechcianych, często po przejściach, zaniedbanych, chorych, zamkniętych w schroniskowych boksach nieraz przez całe życie. W ostatnim czasie odnajduję się w dwóch nowych pasjach, które są łatwiejsze do ogarnięcia poprzez fakt realizowania ich w domowym zaciszu, tj. akwarystyka i malarstwo (bardzo amatorsko oczywiście, ale z wielką radością).
Bardzo liczę jednak na powrót do pełnej sprawności, a tym samym powrót do jazdy konnej. Diagnozę poznałam blisko 2 lata temu. Nie jest fajnie otworzyć kopertę z wynikami i przeczytać „RAK ZŁOŚLIWY SUTKA”… Bez żadnych ogródek, łacińskich niezrozumiałych terminów, wprost.
Czy się bałam? Owszem. Jednak nie przyszło mi nawet do głowy, żeby poddać się już na starcie. Olbrzymie wsparcie bliskich mi osób, Rodziny i Przyjaciół pomogło mi przejść trudny czas, kiedy trzeba było działać szybko. Operacja, radioterapia i ostatecznie leczenie farmakologiczne – zdawało mi się, że na tym koniec, że wszystko co złe zostało usunięte (a nawet więcej), teraz można już spokojnie skupić się na powrocie do pełni sił, do pracy, za jakiś czas do realizowania pasji. Niestety okazało się, że mastektomia nie jest drobnym zabiegiem, a radioterapia daje długoterminowe negatywne skutki. Mimo intensywnej rehabilitacji, tkanki włókniejące w miejscach poddanych naświetlaniom podczas radioterapii dają o sobie znać. Przede wszystkim od operacji wciąż towarzyszy mi ból, stwardniałe tkanki ograniczają sprawność ręki, zakres ruchów nie jest już taki jak przed operacją. Z uwagi na liczbę usuniętych węzłów chłonnych realne jest zagrożenie obrzęku limfatycznego. Niezbędna jest regularna rehabilitacja.
Nieustający ból doprowadził mnie do silnej depresji. Zaczęłam odsuwać się od znajomych, unikać kontaktów, wręcz próbowałam zniechęcać otoczenie do siebie. Dlaczego uznałam, że nie jestem godna troski i zainteresowania ludzi, którzy chcieli być przy mnie? Nie potrafię na to odpowiedzieć. Na szczęście Oni nie zrezygnowali ze mnie! Udało się „zapanować nad głową”, do leczenia raka i rehabilitacji doszła konieczność pracy z psychoterapeutą.
Niestety okazuje się, że zmian spowodowanych radioterapią w postaci wewnętrznych zrostów, które to są przyczyną dolegliwości bólowych, nie damy rady uelastycznić poprzez rehabilitację, mimo ogromnego zaangażowania cudownej rehabilitantki oraz samodzielnych żmudnych ćwiczeń, masaży, rozciągania. Niezbędna jest kolejna operacja, która ma polegać na wymianie implantu piersi po mastektomii, który obrósł twardymi tkankami i powoduje ból, a także usunięciu pozostałych zrostów i tkanek zwłókniałych na skutek napromieniowania w toku radioterapii.
Planowane koszty leczenia na najbliższy rok to minimum 25 tys. zł. Kwota zawrotna, jednak nie mogę zrezygnować z dwóch filarów, które mają doprowadzić mnie do zdrowia i pełnej sprawności, tj. rehabilitacji (obecnie raz w tygodniu, po operacji będzie wymagane zwiększenie intensywności) oraz sesji z psychologiem.
Mam nadzieję, że wśród osób, które dostrzegą, mój apel znajdą się dobre dusze, które wesprą mnie finansowo w powrocie do zdrowia poprzez wpłatę na konto Fundacji Rak’n’Roll, która wzięła mnie pod swoje skrzydła. Proszę o każdą wpłatę, nawet symboliczną złotówkę, a jeśli możecie o przeznaczenie 1,5% Waszego podatku na mój cel. Każda pomoc będzie miała dla mnie ogromne znaczenie. Dziękuję z całego serca.