Mam na imię Patrycja. Jestem lekarzem stomatologiem, a prywatnie 47-letnią kobietą, żoną i matką prawie 18-letniej Toli.
Na 3 dni przed świętami wielkanocnymi 2021 r. dowiedziałam się, że zmiany, które jeszcze 5 miesięcy wcześniej podczas rutynowego badania mammograficznego nie stanowiły problemu, teraz mogą być czymś poważniejszym. Po około miesiącu badań otrzymałam diagnozę – rak piersi. Guz bardzo szybko się rozwijał i potrzebne było natychmiastowe działanie.
Dzięki życzliwości wielu lekarzy, przyjaciół i znajomych dostałam się pod opiekę najlepszych specjalistów. Szybkie i agresywne leczenie, które początkowo nie przynosiło zamierzonych efektów w końcu zakończyło się oczekiwanymi wynikami. Zdecydowałam się na zabieg chirurgiczny poza granicami naszego kraju. Jego koszt pokryliśmy sami i dzięki wsparciu rodziny. Zabieg połączony jednocześnie z częściową rekonstrukcją nie był jedynym, jaki będę musiała przejść.
Przede mną radioterapia oraz zabiegi dopełniające rekonstrukcję. Część z przewidywanego leczenia jest refundowana, jednak niestety nie wszystko. Wraz z mężem prowadzimy swoje gabinety stomatologiczne, do tej pory dobrze ocenialiśmy nasze możliwości finansowe. Jednak nie sądziliśmy, że będziemy musieli sfinansować, m.in. podanie leku Perjeta, który zwiększa moje szanse na powstrzymanie wznowy. W Niemczech, gdzie miałam wykonywany zabieg, ten lek jest standardowo stosowany i w pełni refundowany. Niestety nie jest tak w Polsce. Lekarz zalecił podanie ok. 10 dawek, choć zawsze może to ulec zmianie w razie (odpukać!) niekorzystnych wyników w późniejszym okresie. Szacunkowy koszt leczenia to ok. 80.000 zł. Nasz domowy budżet oraz zgromadzone środki nie są w stanie pokryć leczenia.
Nigdy nie musiałam nikogo prosić o wsparcie, a wręcz starałam się pomagać innym. Niestety los płata czasem takie figle i role mogą się odwracać. Choroba uświadomiła mi jak bardzo mogę liczyć na najbliższych i jakim ogromnym są dla mnie wsparciem. Poprzez zderzenie z chorobą przekonałam się, że potrafię być silna i uparta. Dzięki niej także poznałam wielu cudownych ludzi. Niestety przyszły też chwile zwątpienia i świadomość utraty chociażby możliwości normalnego funkcjonowania. Poprzez leczenie immunosupresyjne i spadek odporności, dodatkowo w dobie covidu, nie mogłam spotykać się z przyjaciółmi, pracowałam pod specjalnym rygorem sanitarnym, musiałam przestać wyjeżdżać na szkolenia zawodowe, a to co kocham najbardziej czyli podróże i poznawanie świata ograniczone zostało praktycznie do zera. Dziś jestem na półmetku leczenia i wracam do zwykłej codzienności, ale także mogę zacząć myśleć o snuciu planów wyjazdowych oraz rozwoju zawodowym. Mam nadzieję jak najszybciej zapomnieć o poprzednim roku, choć świadomość choroby pozostanie ze mną już na zawsze.
Jeśli ktokolwiek z Was zechce wesprzeć mnie w mojej drodze do wyzdrowienia to będę bardzo wdzięczna i nigdy tego nie zapomnę.
Z góry dziękuję każdemu za wsparcie.
Let’s Rak’n’Roll