Drodzy,
wracam po raz drugi z aktualizacją (historia poniżej), ale z taką samą wdzięcznością — za to, co już za mną, za nieocenioną pomoc i wsparcie oraz za niesamowitych ludzi wokół mnie.
Zachorowałam w wieku 29 lat, zaraz będę miała 33 i cieszę się, że nadal jestem! Choć leczenie wciąż jest częścią mojego życia (hormonoterapia, zastrzyki, kwas zoledronowy) i ten element będzie mi towarzyszył jeszcze kilka dobrych lat, to wróciłam do normalnego życia. Pracuję i cały czas staram się złożyć siebie z powrotem — fizycznie i psychicznie.
Aktualnie potrzebuję środków na dodatkowe wizyty lekarskie, leki, wsparcie fizjoterapeutyczne i psychoterapeutyczne, oraz przede wszystkim na kwestie związane z płodnością. Zabiegi, które miałam wykonywane przed chemioterapią, niestety się nie powiodły, więc przede mną kolejne próby.
Wierzę, że za kilka lat nadejdzie dobry moment i pojawi się u mnie zielone światło, to moje marzenie o rodzinie się spełni 🙂
Dziękuje, że jesteście ze mną, dzięki Wam mogę odkrywać kolejne rozdziały historii, która dla mnie jest o pokorze, odpuszczaniu i powrotach.
***
Drodzy,
wspaniale, ze mogę Wam zostawić tu update 🙂 To już 2 lata od kiedy mój rollercoaster ruszył. Była jazda bez trzymanki, czasem wywalało na zakrętach, ale zawsze znalazł się ktoś, kto pomagał się pozbierać i wrócić na tory.
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna, bo to co się działo w związku ze zbiórką czy wsparciem było dla mnie niesamowite i wzruszające.
Dzięki Wam lekarze mogli podjąć odpowiednie decyzje w moim przypadku – sfinalizowane zostało nierefundowane badanie – jednoznacznie wskazywało na zasadność chemioterapii, która początkowo była kwestionowana. Przeszłam chemię, później w gratisie dostałam jeszcze radioterapię 🙂 Przez minimum kolejnych 5 lat będę na hormonoterapii.
W związku z tym, zebraną kwotę będę chciała przeznaczyć na kwestie związane z płodnością, bo niestety zabiegi przed chemioterapią się nie powiodły. Zostało mi wierzyć w to, że z jakimś wsparciem i nowymi rozwiązaniami medycznymi wszystko wróci do normy, a moje marzenie o rodzinie kiedyś się spełni.
Wróciłam na tory normalności – wróciłam do pracy, odbudowuje też swoje zdrowie psychiczne (na to również przeznaczam środki) i fizyczne – bieganie powoli zaczyna znowu sprawiać przyjemność 🙂 Regularnie widuję się z moim onkologiem, który twierdzi, że wszystko pod kontrolą. A ja mu wierzę 🙂
To wszystko to była bardzo mocna lekcja pokory, ale cieszę się z miejsca, w którym jestem. Zgadzam się z tym co mówią – po tym wszystkim żyje się jakoś inaczej, ale lepiej – docenia się małe rzeczy i każdy dzień.
Dziękuję Wam bardzo za wsparcie i że jesteście, a kciuki jeszcze trzymajcie!
***
Cześć! Mam na imię Marta i mam 29 lat. Jeszcze do niedawna moje życie kręciło się głównie wokół przyjaciół, pracy, podróży, biegania, wody i sportów wodnych. Żyłam szybko, bardzo aktywnie, pokonując swoje granice biegowe (półmaratony, maratony, biegi ekstremalne), odwiedzając nowe miejsca na świecie i szlifując swoje umiejętności w wodzie, którą kocham.
Nagle usłyszałam informację, która wywróciła mój świat do góry nogami, zmieniła wszystko – nowotwór złośliwy piersi. Zawsze bardzo świadomie podchodziłam do kwestii zdrowia, regularnie się badałam i kilka razy brałam udział w akcji uświadamiającej o ważności badania piersi (#watchyourboobs). Dlatego, gdy na początku września wyczułam guzka w piersi, następnego dnia udałam się do lekarza, a 10 dni później trzymałam w ręku wynik. Ze względu na agresywność komórek, wszyscy specjaliści jednoznacznie orzekli, że trzeba go jak najszybciej wyciąć. Trafiłam do Wojskowego Instytutu Medycznego, gdzie otrzymałam wspaniałą opiekę. Obecnie jestem już po mastektomii, a ze względu na to, że mój przypadek, nie jest jednoznaczny – czekam na decyzję co do dalszego leczenia.
Z natury jestem uparta, walczę o swoje, dążę do „mety” (dosłownie i w przenośni) i nigdy nie odpuszczam, ale niestety obecnie na mojej drodze wyrosły takie ściany, których sama nie pokonam. Jestem na półmetku walki. Aby mieć pewność, że leczenie – najprawdopodobniej chemioterapia, której mam się poddać, będzie działać w moim przypadku, potrzebuję badań, które niestety nie są refundowane. Ich koszt to ok. 15 tysięcy złotych. Zabezpieczenie płodności to druga sprawa (ok. 10 tysięcy złotych), którą chcę się zająć – zawsze chciałam mieć dzieci i nie chcę się tej możliwości pozbawić. Nawet nie jestem w stanie określić finalnej kwoty jakiej będę potrzebować, a już muszę zacząć działać.
Na mojej drodze napotkałam wielu wspaniałych ludzi, którzy okazują mi niesamowite wsparcie i bezinteresownie pomagają odnaleźć się w nowej dla mnie rzeczywistości. Jestem za to ogromnie wdzięczna, ewidentnie mam szczęście do ludzi! 🙂
Pomóżcie mi proszę dobiec do kolejnej mety! 🙂
Bardzo bym chciała mieć na swoim koncie jeszcze kilka medali, przebiec półmaraton w Berlinie, na który się zapisałam zanim moje życie stanęło na głowie. I kiedyś opowiedzieć o wygranej walce z rakiem moim wnukom! 🙂
Będę wdzięczna za wszystko, trzymajcie kciuki!